Tutaj ALBUM
WYKŁAD KS. KAROLA
FATIMA
Fatima — mała urocza wioska portugalska. Cicho tam i spokojnie. A wokół szaleje burza strasznej wojny światowej. Fatima, ukryta jak perła na dnie morza, nie doznaje wstrząśnień okropnej burzy. Nawet niepokoje, zamieszki i bratnie niesnaski w ojczystej ziemi jej nie dotykają. Portugalia, kraj zawsze katolicki, daleko odeszła od Boga. Już tylko garstka narodu trzyma się wiernie Kościoła świętego. Wrogie religii organizacje i władze powoli opanowały wszystko: urzędy, szkoły, wojsko. W ślad za zanikiem wiary szło rozluźnienie obyczajów, upadek moralny i gospodarczy. Kraj z siłą niepohamowaną zdążał ku przepaści. I w tej chwili rozpaczliwej, kiedy zdawało się, że już nie ma ratunku, Najświętsza Maria Panna postanowiła powstrzymać od zguby swój kraj. Tak, Jej kraj! Od dawien dawna Jej poświęcony, Jej ofiarowany, w którym Ona królowała, którego jest Matką. I uratuje go, bo Jej jest własnością. Spojrzała miłościwie na Fatimę i upodobała sobie ten cichy zakątek na miejsce swoich objawień.
Matka Najświętsza wybrała sobie trzech małych pastuszków (10-letnią Łucję dos Santos, jej kuzyna 9-letniego Franciszka Marto i jego 7-letnią siostrę Hiacyntę), by im objawić pragnienia swojego Niepokalanego Serca — tak pisały siostry karmelitanki w maju 1946 r.
Poniżej przedstawiamy opis objawień, na podstawie książki pt. „Siostra Łucja mówi o Fatimie”.
– Niewyraźna wizja Anioła
Zjawienie się Anioła miało miejsce w 1915 roku. Siostra Łucja w swoich wspomnieniach napisała, „że musiało to być pomiędzy kwietniem a październikiem”. Na zboczu Cabeço, w chwili odmawiania różańca w towarzystwie trzech dziewcząt Teresy Matias, Marii Rosa Matias, jej siostry, 8-letnia Łucja dos Santos widzi, że ponad drzewami doliny, unosi się jakiś obłok bielszy od śniegu, przezroczysty, w kształcie ludzkiej postaci.
Dwa razy powtórzyło się to samo w różnych dniach. „To zjawisko pozostawiło mi w duszy pewne wrażenie, którego nie umiem określić. Powoli zacierało się to wrażenie i sądzę, że gdyby nie następne fakty, byłabym o tym zupełnie zapomniała” — wspomina s. Łucja.
– Pierwsze zjawienie się Anioła
Wiosną 1916 roku Anioł pokazuje się po raz pierwszy w Loca de Cabeço. Widzi go Łucja, Hiacynta i Franciszek. Dzieci, jak prawie każdego dnia, pasą owce. Po spożyciu podwieczorku i po modlitwie szukają schronienia na zboczu wzgórza. W pewnym momencie w oddaleniu ponad drzewami w kierunku wschodnim dzieci widzą światło bielsze od śniegu w kształcie młodziana przejrzystego, bardziej lśniącego niż kryształ w blasku słonecznym. W miarę jak się zbliża, mogły rozeznać jego rysy. Dzieci są bardzo zaskoczone i przejęte, nie mogą wypowiedzieć ani słowa. Ów młodzieniec zbliżywszy się do nich, powiedział: „Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się ze mną”. I uklęknąwszy, pochylił głowę aż do ziemi. Porwani siłą nadprzyrodzoną dzieci robią to samo, powtarzając słowa wymawiane przez niego:
„O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Ciebie, ufam Tobie, kocham Cię.
Proszę Cię, byś wybaczył tym, którzy nie wierzą, którzy Cię nie uwielbiają, którzy Cię nie kochają, którzy Ci nie ufają”.
Po powtórzeniu tego trzy razy, Anioł powstaje i mówi: „Tak macie się modlić, Serce Jezusa i Maryi słuchają z uwagą waszych próśb”. I zniknął.
Atmosfera nadprzyrodzona, która w czasie spotkania otoczyła dzieci, jest tak silna, że przez długi czas prawie nie zdawały sobie sprawy, że pozostają w tej samej pozycji, w której Anioł ich zostawił, i ciągle powtarzają modlitwę. „Obecność Boga odczuwaliśmy tak silnie i głęboko, że nawet nie odważyliśmy się rozmawiać ze sobą. Jeszcze w dniu następnym odczuwaliśmy, że nasze dusze wciąż jeszcze są ogarnięte tą atmosferą, która tylko bardzo powoli znikała. Żadne z nas nie myślało mówić o tym zjawieniu, ale zachować je w tajemnicy. Taka postawa sama się narzucała. To było coś tak osobistego, że nie było łatwo powiedzieć o tym chociażby słówko. Zjawienie to zrobiło na nas tym większe wrażenie, ponieważ było ono pierwsze” — wspomina s. Łucja.
– Drugie zjawienie się Anioła
Drugie zjawienie się Anioła miało miejsce latem w dniach największego upału, kiedy dzieci wracają z trzodą owiec w południe do domu, aby ją wyprowadzić znowu pod wieczór. Popołudniowe godziny odpoczynku spędzają w cieniu drzew na podwórku rodziców Łucji. Nagle widzą tego samego Anioła, który mówi:
„Co robicie, módlcie się dużo, Serce Jezusa i Maryi chcą przez was okazać (światu) wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Największemu modlitwy i umartwienia”.
„Jak mamy się umartwiać” — pyta Łucja.
„Z wszystkiego, co tylko możecie, zróbcie ofiarę jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi On jest obrażany i dla uproszenia nawrócenia grzeszników. W ten sposób ściągniecie pokój na waszą Ojczyznę. Jestem Aniołem Stróżem Portugalii. Przede wszystkim przyjmijcie i znoście z poddaniem cierpienia, które wam Bóg ześle”.
„Te słowa Anioła wryły się w naszych umysłach jako światło, które nam pozwoliło zrozumieć, kim jest Bóg, jak nas kocha i jak pragnie być przez nas kochany. Poznaliśmy wartość umartwienia, jak ono Bogu jest przyjemne i jak przez nie nawracają się grzesznicy. Od tego czasu zaczęliśmy ofiarowywać Bogu wszystko, co nas bolało. Ale nie szukaliśmy innych umartwień i pokuty z wyjątkiem godzin przebytych na klęczkach przy powtarzaniu modlitwy, której nas Anioł nauczył” — wspomina s. Łucja.
– Trzecie zjawienie się Anioła
Trzecie zjawienie miało miejsce we wrześniu albo w październiku — s.
Łucja dokładnie nie pamięta. W tym czasie przerwy obiadowe dzieci spędzają w lasku oliwnym należącym do rodziców Łucji, blisko Aljustrel i Casa Velha. Tam dzieci najpierw odmawiają różaniec i modlitwę, której nauczył Anioł w czasie swego pierwszego zjawienia. I wtedy, ukazuje się Anioł po raz trzeci. Trzyma w ręce kielich, nad którym unosi się święta Hostia, z której spływały krople Krwi do kielicha. Nagle kielich z Hostią zawisł w powietrzu, a Anioł uklęknął na ziemi i powtórzył trzy razy modlitwę:
„Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu, Duchu Święty, uwielbiam Cię ze czcią najgłębszą. Ofiaruję Ci Przenajdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, obecnego na wszystkich ołtarzach świata, na przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, które Go obrażają. Przez niezmierzone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi proszę Was o nawrócenie biednych grzeszników”.
Następnie podnosząc się z klęczek bierze znowu w ręce kielich i Hostię. Hostię podaje Łucji, a zawartość kielicha — Hiacyncie i Franciszkowi do wypicia, mówiąc równocześnie:
„Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga”.
Potem znowu klęka i odmawia trzy razy modlitwę „Trójco Przenajświętsza…” i znika.
„Poruszeni siłą nadprzyrodzoną, która nas otaczała, naśladowaliśmy we wszystkim Anioła, tzn. uklękliśmy jak on na ziemi i powtarzaliśmy modlitwy, które on odmawiał. Siła obecności Bożej była tak intensywna, że nas prawie całkowicie pochłaniała i unicestwiała. Zdawało nam się nawet, że przez dłuższy czas zostaliśmy pozbawieni używania zmysłów. W czasie tych dni wykonywaliśmy nasze zewnętrzne czynności jak gdybyśmy byli poruszani przez tę samą istotę nadprzyrodzoną, która nas do tego skłoniła. Spokój i szczęście, które odczuwaliśmy, były bardzo wielkie, ale tylko wewnętrzne, najzupełniej skupiające duszę w Bogu. A również osłabienie fizyczne, które nas ogarnęło, było wielkie” — wspomina s. Łucja.
Pierwsze objawienie — 13 maja 1917 r.
13 maja 1917 r. dzieci bawią się budując murek dookoła gęstych krzewów na szczycie zbocza Cova da Iria, kiedy nagle widzą jakby błyskawicę. „Lepiej pójdźmy do domu —mówi Łucja — zaczyna błyskać, może przyjść burza”. Dzieci schodzą ze zbocza poganiając owce w stronę drogi. Dochodząc mniej więcej do połowy zbocza blisko dużego dębu, widzą znowu błyskawicę, a zrobiwszy kilka kroków dalej, ujrzeli na skalnym dębie Panią w białej sukni, promieniejącą światłem jaśniejszym od słońca.
Oto jak wspomina to wydarzenie s. Łucja: „Przerażeni tym widzeniem zatrzymaliśmy się. Byliśmy tak blisko, że znajdowaliśmy się w obrębie światła, które Ją otaczało, lub którym Ona promieniała, mniej więcej w odległości półtora metra.
Potem powiedziała do nas nasza Droga Pani: «Nie bójcie się, nic złego wam nie zrobię».
— «Skąd Pani jest» — zapytałam.
— «Jestem z Nieba».
— «A czego Pani ode mnie chce?»
— «Przyszłam was prosić, abyście tu przychodzili przez 6 kolejnych miesięcy, dnia 13 o tej samej godzinie. Potem powiem, kim jestem i czego chcę. Następnie wrócę jeszcze siódmy raz.»
— «Czy ja także pójdę do nieba?»
— «Tak.»
— «A Hiacynta?»
— «Też.»
— «A Franciszek?»
— «Także, ale musi jeszcze odmówić wiele różańców.»
Przypomniałam sobie dwie dziewczynki, które niedawno umarły, były moimi koleżankami. Uczyły się tkactwa u mojej starszej siostry.
— «Maria das Neves jest już w niebie?»
— «Tak, jest.» (Zdaje się, że miała jakieś 16 lat).
— «A Amelia?»
— «Zostanie w czyśćcu aż do końca świata.» (Sądzę, że mogła mieć 18 do 20 lat).
— «Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośba o nawrócenie grzeszników?»
— «Tak, chcemy.»
— «Będziecie więc musieli wiele cierpieć, ale łaska Boża będzie waszą siłą.»
Wymawiając te ostatnie słowa (łaska Boża itd.) otworzyła po raz pierwszy ręce przekazując nam światło tak silne, jak gdyby odblask wychodzący z Jej rąk. To światło dotarło do naszego wnętrza, do najgłębszej głębi duszy i spowodowało, żeśmy się widzieli w Bogu, który jest tym światłem, wyraźniej niż w najlepszym zwierciadle.
Pod wpływem wewnętrznego impulsu również nam przekazanego, padliśmy na kolana i powtarzaliśmy bardzo pobożnie: «O Trójco Przenajświętsza, uwielbiam Cię, mój Boże, kocham Cię w Najświętszym Sakramencie».
Po chwili nasza Droga Pani dodała:
«Odmawiajcie codziennie różaniec, aby uzyskać pokój dla świata i koniec wojny».
Potem zaczęła się spokojnie unosić w stronę wschodu i wreszcie zniknęła w nieskończonej odległości. Światło, które Ją otaczało, zdawało się torować Jej drogę do przestworza niebieskiego. Z tego powodu mówiliśmy nieraz, że widzieliśmy, jak się niebo otwierało. Ukazanie się Matki Boskiej nie wzbudziło w nas ani lęku, ani obawy, ale było dla nas zaskoczeniem. Gdy mnie pytano, czy odczuwałam lęk, mówiłam «tak», ale to się odnosiło do strachu, jaki miałam przed błyskawicą i przed nadchodzącą burzą, przed którą chcieliśmy uciekać, bo błyskawice widzieliśmy tylko podczas burzy. Błyskawice te nie były jednak właściwymi błyskawicami, lecz odbiciem światła, które się zbliżało.
– Drugie objawienie — 13 czerwca 1917 r.
13 czerwca 1917 r. dzieci odmawiają różaniec z osobami, które były obecne. „Zobaczyliśmy znowu — wspomina s. Łucja — odblask światła, które się zbliżało (to cośmy nazwali błyskawicą), i następnie ponad dębem skalnym Matkę Bożą, zupełnie podobną do postaci w maju.
— «Czego Pani sobie życzy ode mnie?»
— «Chcę, żebyście przyszli tutaj dnia 13 przyszłego miesiąca, żebyście codziennie odmawiali różaniec i nauczyli się czytać. Następnie wam powiem, czego chcę.»
— Prosiłam o uzdrowienie jednego chorego.
— «Jeżeli się nawróci, wyzdrowieje w ciągu roku.»
— «Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba.»
— «Tak, Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo. Ty jednak tu zostaniesz przez jakiś czas. Jezus chce się posłużyć tobą, aby ludzie mnie poznali i pokochali. Chciałabym ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca.
— «Zostanę tu sama?» — zapytałam ze smutkiem.
— «Nie, moja córko. Cierpisz bardzo? Nie trać odwagi. Nigdy cię nie opuszczę. Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga».
W tej chwili, gdy wypowiadała te ostatnie słowa, otworzyła swoje dłonie i przekazała nam powtórnie odblask tego niezmiernego światła. W nim widzieliśmy się jak gdyby pogrążeni w Bogu. Hiacynta i Franciszek wydawali się stać w tej części światła, które wznosiło się do nieba, a ja w tej, które się rozprzestrzeniało na ziemię. Przed prawą dłonią Matki Boskiej znajdowało się Serce, otoczone cierniami, które wydawały się je przebijać. Zrozumieliśmy, że było to Niepokalane Serce Maryi, znieważane przez grzechy ludzkości, które pragnęło zadośćuczynienia.
Nasza Pani nie rozkazała nam tego zachować jako tajemnicę, ale odczuwaliśmy, że Bóg nas przynagla.
– Trzecie objawienie — 13 lipca 1917 r.
13 lipca 1917 r. dzieci ponownie przybywają do Cova da Iria do dębu skalnego. Odmawiają różaniec z ludźmi licznie zebranymi. „Zobaczyliśmy — mówi s. Łucja — znany już blask światła, a następnie Matkę Bożą na dębie skalnym.
— «Czego sobie Pani ode mnie życzy?»
— «Chcę, żebyście przyszli tutaj 13 przyszłego miesiąca, żebyście nadal codziennie odmawiali różaniec na cześć Matki Boskiej Różańcowej, dla uproszenia pokoju na świecie i o zakończenie wojny, bo tylko Ona może te łaski uzyskać.»
— «Chciałabym prosić, żeby Pani nam powiedziała, kim jest, i uczyniła cud, żeby wszyscy uwierzyli; że nam się Pani ukazuje.
«Przychodźcie tutaj w dalszym ciągu co miesiąc. W październiku powiem, kim jestem i czego chcę i uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.»
Potem przedłożyłam kilka próśb, nie pamiętam, jakie to były. Przypominam sobie tylko, że Matka Boska powiedziała, że trzeba odmawiać różaniec, aby w ciągu roku te łaski otrzymać. I w dalszym ciągu mówiła:
— «Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi».
Przy tych ostatnich słowach rozłożyła znowu ręce jak w dwóch poprzednich miesiącach. Promień światła zdawał się przenikać ziemię i zobaczyliśmy jakby morze ognia. Zanurzeni w tym ogniu byli diabli i dusze w ludzkich postaciach podobne do przezroczystych, rozżarzonych węgli. Postacie te były wyrzucane z wielką siłą wysoko wewnątrz płomieni i spadały ze wszystkich stron jak iskry podczas wielkiego pożaru, lekkie jak puch, bez ciężaru i równowagi wśród przeraźliwych krzyków, wycia i bólu rozpaczy wywołujących dreszcz zgrozy. Na ten widok musiałam «aj» krzyczeć, bo ludzie to podobno słyszeli. Diabli odróżniali się od ludzi swą okropną i wstrętną postacią, podobną do wzbudzających strach nieznanych jakichś zwierząt, jednocześnie przezroczystych jak rozżarzone węgle. Przerażeni, podnieśliśmy oczy do Naszej Pani szukając u Niej pomocy. A Ona pełna dobroci i smutku rzekła do nas:
— «Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Bóg chce je ratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli się zrobi to, co wam powiem, zostanie wielu przed piekłem uratowanych i nastanie pokój na świecie. Wojna zbliża się ku końcowi, ale jeżeli ludzie nie przestaną obrażać Boga, to w czasie pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga wojna, gorsza. Kiedy pewnej nocy ujrzycie nieznane światło, wiedzcie, że jest to wielki znak od Boga, że zbliża się kara na świat za liczne jego zbrodnie. Będzie wojna, głód, prześladowanie Kościoła i Ojca św. Aby temu zapobiec, przybędę, aby prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty. Jeżeli moje życzenia zostaną spełnione, Rosja nawróci się i zapanuje pokój. Jeżeli nie, bezbożna propaganda rozszerzy swe błędne nauki po świecie, wywołując wojny i prześladowanie Kościoła. Dobrzy będą męczeni, a Ojciec św. będzie miał wiele do cierpienia. Różne narody zginą, na koniec moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec św. poświęci mi Rosję, która się nawróci, i przez pewien czas zapanuje pokój na świecie. W Portugalii będzie zawsze zachowany dogmat wiary… Tego nie mówcie nikomu. Franciszkowi możecie to powiedzieć.
Kiedy odmawiacie różaniec, mówcie po każdej tajemnicy: O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia».
Nastała chwila ciszy, a ja zapytałam:
— «Pani nie życzy sobie ode mnie niczego więcej?»
— «Nie, dzisiaj już nie chcę od ciebie niczego więcej» i jak zwykle uniosła się w stronę wschodu, aż znikła w nieskończonej odległości firmamentu.
– Czwarte objawienie — 13 (15) sierpnia 1917 r.
13 sierpnia 1917 r. o poranku ojciec Łucji otrzymał rozkaz, by przyprowadzić ją do domu Hiacynty i Franciszka na spotkanie z naczelnikiem policji. „Tam nas przesłuchiwał i robił nowe wysiłki, aby nas zmusić do zdradzenia tajemnicy oraz wymusić obietnicę, że już więcej nie pójdziemy do Cova da Iria” — wspomina s. Łucja. Następnie dzieci zaprowadzono na plebanię, a potem wtrącono do więzienia w Vila Nova de Ourém. Tego dnia nie było objawienia. Matka Boża czekała aż dzieci powrócą z więzienia.
Według s. Łucji kolejne objawienie miało miejsce 15 sierpnia ok. godz. 18: „wówczas jeszcze nie umiałam odróżnić poszczególnych dni miesiąca, być może, że się mylę, ale zdaje mi się, że było to tego samego dnia, kiedy wróciliśmy z więzienia z Vila Nova de Ourém. Kiedy z Franciszkiem i jego bratem Janem gnałam owce do miejsca, które się nazywa Valinhos, odczuwając, że coś nadprzyrodzonego zbliża się i otacza nas, przypuszczałam, że Matka Boska może nam się ukazać i żałując, że Hiacynta może Jej nie zobaczyć; poprosiłam jej brata Jana, żeby po nią poszedł. Ponieważ nie chciał iść, dałam mu 20 groszy i zaraz pobiegł po nią. Tymczasem zobaczyłam z Franciszkiem blask światła, któreśmy nazwali błyskawicą. Krótko po przybyciu Hiacynty zobaczyliśmy Matkę Boską nad dębem skalnym.
— «Czego Pani sobie życzy ode mnie?»
— «Chcę, abyście nadal przychodzili do Cova da Iria 13 i odmawiali codziennie różaniec. W ostatnim miesiącu uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli.»
— «Co mamy robić z pieniędzmi, które ludzie zostawiają w Cova da Iria?»
— «Zróbcie dwa przenośne ołtarzyki. Jeden będziesz ty z Hiacyntą nosiła i dwie inne dziewczynki biało ubrane, drugi niech nosi Franciszek i trzech chłopczyków. Pieniądze, które ofiarują na te ołtarzyki, są przeznaczone na święto Matki Boskiej Różańcowej, a reszta na budowę kaplicy, która ma tutaj powstać.»
— «Chciałam prosić o uleczenie kilku chorych.»
— «Tak, niektórych uleczę w ciągu roku» i przybierając wyraz smutniejszy powiedziała: «Módlcie, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił».
I jak zwykle zaczęła unosić się w stronę wschodu.
– Piąte objawienie — 13 września 1917 r.
Kiedy zbliżała się godzina objawienia, dzieci przeciskają się przez tłum ludzi, który ledwo pozwalał im przejść. Ulice były zatłoczone ludźmi. Wszyscy chcieli widzieć i rozmawiać z dziećmi. Wiele osób, nawet zacne panie i panowie przeciskali się przez tłum. Padali na kolana, prosząc, by dzieci Matce Boskiej przedstawiły ich prośby. Siostra Łucja wspomina: „Inni nie mogąc się do nas dostać, wołali z daleka: «Na miłość Boską, proście Matkę Boską, żeby mi wyleczyła mego syna kalekę». Inny wołał: «Niech wyleczy moje niewidome dziecko». A znowu inny: «A moje jest głuche». I znowu inny: «Niech mi przyprowadzi z wojny do domu mego męża i mego syna». «Niech mi nawróci grzesznika». «Niech mnie uzdrowi z gruźlicy» itd.
Tam ukazała się cała nędza biednej ludzkości. Niektórzy krzyczeli z drzew, inni z muru, na którym siedzieli, aby nas zobaczyć, gdy przechodziliśmy. Jednym obiecując spełnienie ich życzeń, innym podając rękę, aby mogli się podnieść z ziemi, mogliśmy się dalej posuwać dzięki kilku mężczyznom, którzy nam torowali drogę przez tłum. Kiedy teraz czytam w Nowym Testamencie o tych cudownych scenach, które się zdarzały w Palestynie, kiedy Pan Jezus przechodził, przypominam sobie te, które jako dziecko mogłam przeżyć na ścieżkach i ulicach z Aljustrel do Fatimy i do Cova da Iria. Dziękuję Bogu i ofiaruję Mu wiarę naszego dobrego ludu portugalskiego i myślę, jeżeli ci ludzie na kolana padali przed trojgiem biednych dzieci, jedynie dlatego że z miłosierdzia Bożego doznały łaski rozmawiania z Matką Boską, to co by dopiero robili, gdyby widzieli przed sobą samego Jezusa Chrystusa?
Doszliśmy wreszcie do Cova da Iria koło dębu skalnego i zaczęliśmy odmawiać różaniec z ludem. Wkrótce potem ujrzeliśmy odblask światła i następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
— «Odmawiajcie w dalszym ciągu różaniec, żeby uprosić koniec wojny. W październiku przybędzie również Nasz Pan, Matka Boska Bolesna i z Góry Karmelu, św. Józef z Dzieciątkiem Jezus, żeby świat pobłogosławić. Bóg jest zadowolony z waszych serc i ofiar, ale nie chce, żebyście i w łóżku miały sznur pokutny na sobie. Noście go tylko w ciągu dnia».
Zlecono mi, żebym Panią prosiła o wiele rzeczy, o uzdrowienie pewnego chorego, jednego głuchoniemego.
— «Tak, kilku uzdrowię, innych nie, w październiku uczynię cud, aby wszyscy uwierzyli»
i zaczynając się wznosić, zniknęła jak zwykle.
– Szóste objawienie — 13 października 1917 r. — cud słońca
Tego dnia dzieci wychodzą z domu bardzo wcześnie. Ludzie idą ze wszystkich stron w okolice dębu Cova da Iria. Pada ulewny deszcz. Siostra Łucja wspomina: „Moja matka w obawie, że jest to ostatni dzień mojego życia, z sercem rozdartym z powodu niepewności tego, co mogło się stać, chciała mi towarzyszyć. Na drodze sceny jak w poprzednim miesiącu, ale liczniejsze i bardziej wzruszające. Nawet błoto na drodze nie przeszkadzało tym ludziom, aby klękać w postawie pokornej i błagalnej. Gdyśmy przybyli do Cova da Iria koło skalnego dębu, pod wpływem wewnętrznego natchnienia prosiłam ludzi o zamknięcie parasoli, aby móc odmówić różaniec.
Niedługo potem zobaczyliśmy odblask światła a następnie Naszą Panią nad dębem skalnym.
— «Czego Pani sobie ode mnie życzy?»
— «Chcę ci powiedzieć, żeby zbudowano tu na moją cześć kaplicę. Jestem Matką Boską Różańcową. Trzeba w dalszym ciągu codziennie odmawiać różaniec. Wojna się skończy i żołnierze powrócą wkrótce do domu.»
Ja miałam Panią prosić o wiele rzeczy. O uzdrowienie kilku chorych, o nawrócenie grzeszników itd.
— «Jednych tak, innych nie, muszą się poprawić. Niech proszą o przebaczenie swoich grzechów.»
I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: «Niech ludzie już dłużej nie obrażają Boga grzechami, już i tak został bardzo obrażony.»
Znowu rozchyliła szeroko ręce promieniejące w blasku słonecznym. Gdy się unosiła, Jej własny blask odbijał się od słońca”. Wtedy Łucja zakrzyknęła: „patrzcie na słońce”. Słońce zaczęło wirować.
„Kiedy Nasza Pani zniknęła w nieskończonej odległości firmamentu, zobaczyliśmy po stronie słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Matką Boską ubraną w bieli w płaszczu niebieskim. Zdawało się, że św. Józef z Dzieciątkiem błogosławi świat ruchami ręki na kształt krzyża. Krótko potem ta wizja zniknęła i zobaczyliśmy Pana Jezusa z Matką Najświętszą. Miałam wrażenie, że jest to Matka Boska Bolesna. Pan Jezus wydawał się błogosławić świat w ten sposób jak św. Józef. Znikło i to widzenie i zdaje się, że jeszcze widziałam Matkę Boską Karmelitańską” — wspomina dalszą część objawienia.
Zgromadzone osoby nie widzą Matki Bożej, ani Józefa z Dzieciątkiem, ale zauważają wirujące słońce. Oto relacja Pana Dominica Reis, jednego z naocznych świadków zdarzenia, zawarta w książce Jana M. Hafferta „Spotkania ze świadkami”: „Na tym miejscu było wielkie drzewo i kilka małych drzewek wokoło i dzieci tam były. I wtedy lał deszcz. W miejscu gdzie stałem było dobre 75 mm wody i błoto. (…) Teraz lało jak z cebra. Deszcz! A potem nagle deszcz przestał padać. Słońce zaczęło się toczyć z jednego miejsca na drugie i zmieniało kolory: niebieski, żółty, wszystkie! Potem słońce, jak widzieliśmy, spadło w stronę dzieci, w stronę drzewa. Wszyscy głośno krzyczeli. Niektórzy zaczęli spowiadać się ze swoich grzechów, mimo, że wokół nie było księży. I ludzie zaczęli spowiadać się ze swoich grzechów przed innymi. (…) I widzieliśmy słońce spadające prosto z drzewa. A potem małe dzieci [Łucja, Hiacynta i Franciszek] wstały i chodziły wkoło ludzi i mówiły do nich «módlcie się i módlcie się mocno, już jest wszystko dobrze». (…) Wielu stało, lecz wielu innych klęczało i płakało i wzywało Błogosławioną Dziewicę. (…) Jak tylko słońce wróciło na właściwe miejsce, zaczął wiać bardzo silny wiatr, ale drzewa nie poruszały się wcale. Wiatr wiał i wiał, i za kilka minut ziemia była sucha. (…) Nawet nasze ubrania wyschły. (…) Ubrania były suche i wyglądały jak gdyby wyszły z pralni.”
– Cud słońca
W 1910 roku siedem lat przed objawieniami Matki Bożej w Fatimie, władzę w Portugalii przejęła masoneria. Rządzący postanowili zniszczyć Kościół katolicki w ciągu dwóch pokoleń. Nowa, walcząca z Bogiem władza ogłosiła, że katolicyzm jest największym wrogiem ludzkości, opium dla ludu, i dlatego należy go jak najszybciej unicestwić.
Kiedy masoneria przejęła władzę w Portugalii, rozpoczęło się okrutne prześladowanie Kościoła, represjonowanie osób duchownych i świeckich; wiele z nich poniosło śmierć męczeńską. Prymasa Portugalii oraz najbardziej niewygodnych biskupów i kapłanów wypędzono z kraju. Lizbona została ogłoszona w 1915 roku ateistyczną stolicą świata. Właśnie wtedy, gdy w Portugalii trwało wielkie prześladowanie ludzi wierzących, gdy cała Europa była terenem krwawych walk pierwszej wojny światowej, a władzę w Rosji przejmowali komuniści, Pan Bóg w nadzwyczajny sposób zaapelował do ludzkich sumień poprzez objawienia Matki Bożej w Fatimie. Maryja ukazywała się tam trojgu małym dzieciom: Łucji, Franciszkowi i Hiacyncie.
Cud słońca
Siostra Łucja relacjonuje, że podczas trzeciego objawienia, 13 lipca 1917 roku, Matka Boża zapowiedziała spektakularny cud: „W październiku (…) uczynię cud tak wielki, że wszyscy będą mogli uwierzyć, że objawienia te są prawdziwe”. Maryja określiła dokładnie jego miejsce i czas oraz oświadczyła, że będzie to specjalny znak dany przez Boga, aby każdy mógł uwierzyć i przyjąć Jej wezwanie do nawrócenia. Ateistyczne władze Portugalii zrobiły wszystko, aby przez akcję propagandową i zastraszenie nie dopuścić do zgromadzenia się ludzi na miejscu objawień w zapowiedzianym dniu 13 października. Wysłały kilka tysięcy żołnierzy, aby blokowali oni drogi prowadzące do miejsca objawień i nie pozwalali ludziom tam się zgromadzić. Determinacja i napływ pielgrzymów był jednak tak wielki, że wszystkie działania władz okazały się nieskuteczne.
Przedpołudniem 13 października 1917 roku w miejscu objawień zebrał się imponujący tłum, liczący przeszło 70 tysięcy osób. Wielu musiało pokonać setki kilometrów, w przeważającej większości pieszo lub na osłach, a także wozami i samochodami. Wśród zgromadzonych znajdowali się nie tylko ludzie prości, ale również bardzo sceptycznie nastawieni naukowcy, dziennikarze oraz ludzie niewierzący. Żołnierze Gwardii Narodowej bezskutecznie próbowali powstrzymać rzeszę napierających ze wszystkich stron dziesiątków tysięcy ludzi. Zgodnie z zapowiedzią w południe Łucji, Franciszkowi i Hiacyncie ukazała się Matka Boża i powiedziała: „Jestem Matką Boską Różańcową. Ludzie muszą zmienić swoje życie, prosić o przebaczenie za swoje grzechy i nie obrażać więcej Pana Boga”. Przy pożegnaniu z dziećmi Maryja rozłożyła ręce, z których wydobyły się promienie w kierunku słońca.
W tym dniu niebo pokryte było ciemnymi chmurami i od rana spadały na ludzi strumienie ulewnego deszczu. Wszyscy byli całkowicie przemoczeni i stali w błocie w oczekiwaniu na zapowiedziany cud. Nagle deszcz przestał padać, pokazało się słońce i zgromadzeni zobaczyli, że ze słońca na wszystkie strony zaczęły wystrzeliwać promienie światła w zmieniających się na przemian kolorach: czerwonym, zielonym, żółtym i niebieskim. Równocześnie tarcza słońca z szaloną szybkością wirowała wokół własnej osi, jakby była gigantycznym ognistym kołem, i zbliżała się do ziemi, rzucając na ziemię, drzewa, skały i ludzi promienie tak cudownego, silnego, kolorowego światła, jakiego nikt nigdy dotąd nie widział. Słońce trzykrotnie się zatrzymywało i trzykrotnie ten niesamowity taniec na nowo się powtarzał. W pewnym momencie słońce zaczęło spadać i zygzakami zbliżało się do ziemi. Wydawało się, że nastąpi kosmiczna katastrofa zderzenia się słońca z ziemią. Wtedy cały zgromadzony tłum padł na kolana. Ludzie krzyczeli z przerażenia, błagali o miłosierdzie i wyrażali żal za grzechy. Niektórzy głośno spowiadali się ze swoich grzechów, sądząc, że „to jest koniec świata”. Ludzie, klęcząc, płakali i modlili się. To niezwykłe zjawisko trwało l0 minut. W tym krótkim czasie ziemia, która na skutek ulewnego deszczu zmieniła się w prawdziwe bagno, została całkowicie osuszona, a przemoczone do suchej nitki ubrania zgromadzonych ludzi całkowicie wyschły. Podczas tego spektakularnego cudu dokonało się tysiące nawróceń oraz uzdrowień z najróżniejszych chorób. Biskup Fatimy w oficjalnym liście pasterskim na temat cudu pisał: „Dziesiątki tysięcy ludzi widziało ten taniec słońca… Widziały go osoby z różnych grup i klas społecznych, wierzące i niewierzące, dziennikarze głównych portugalskich gazet, a także ludzie przebywający poza miejscem zgromadzenia”.
Cud słońca był wydarzeniem, które nigdy wcześniej nie miało miejsca w historii ludzkości. Po raz pierwszy od momentu Zmartwychwstania Chrystusa, dla potwierdzenia prawdziwości objawień. Bóg dokonał tak widowiskowego cudu w zapowiedzianym czasie i miejscu. Był on widziany w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.
Reakcja ateistycznej władzy
Główne masońskie siły rządzące w tym czasie w Portugalii skupiały się w tajnej organizacji „Carbonaria”, której założycielem był Antonio da Silva. Pamiętnego 13 października 1917 roku da Silva zobaczył cud słońca. Dzięki temu stał się jednym z pierwszych masonów, którzy ugięli się przed napawającym trwogą cudem. Zaraz potem zaczął mówić o pojednaniu z Kościołem. Nie spodobało się to wielu jego towarzyszom. Zniesławiono go, obrzucono obelgami, a jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie.
Ponieważ wielu ateistów nawróciło się bezpośrednio po cudzie, wobec tego masoński rząd próbował oczyścić się z tych elementów, które mogły ulec cudowi. W środkach masowego przekazu usiłowano ośmieszyć to wydarzenie oraz dziesiątki tysięcy jego świadków. Loże masońskie obmyśliły prawdziwie diaboliczny plan wykpienia katolików oraz ich wiary. Wolnomularze organizowali bluźniercze parady, w miejscu objawień wygłaszali mowy zaprzeczające istnieniu Boga, podczas gdy równocześnie surowo zabraniano Kościołowi organizowania wszelkich religijnych zgromadzeń i procesji. Wydawano biuletyny wyszydzające objawienia oraz księży. Po cudzie słońca świętokradzkie grabieże, wszystkie szyderstwa, próby ośmieszenia i dyskredytacji przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego. Cud słońca przyczynił się do zaakceptowania przez Portugalczyków Fatimy i umocnienia ich katolickiej wiary. Objawienia Matki Bożej w Fatimie sprawiły, że los ateistycznej rewolucji w Portugalii został przesądzony. Do Fatimy napływały coraz większe rzesze pielgrzymów, pomimo tego że władza surowo zabraniała, stawiając na ich drodze silne odziały wojska. Pomimo stosowania brutalnej przemocy ludzie nie dali się zastraszyć. Ponieważ rzesze pielgrzymów ciągle rosły, w 1922 roku agenci rządowi wysadzili w powietrze kaplicę zbudowaną na miejscu objawień.
Cud na Watykanie
Cud słońca powtórzył się również na Watykanie. W 1950 roku Pius XII czterokrotnie zobaczył cud słońca. Sam złożył o tym następujące świadectwo: „Było to 30 października 1950 roku, na dwa dni przed uroczystym ogłoszeniem dogmatu o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny, w dniu oczekiwanym z niepokojem przez cały świat katolicki. Około godziny 16:00 odbywałem codzienny spacer w ogrodach watykańskich. Czytałem i analizowałem, jak zwykle, rozmaite dokumenty urzędowe. Szedłem z placu Matki Bożej z Lourdes aleją wzdłuż muru ma szczyt wzgórza. Kiedy w pewnym momencie podniosłem wzrok znad kartek, które trzymałem w rękach, zostałem oczarowany zjawiskiem, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Słońce, które znajdowało się jeszcze dosyć wysoko na niebie, wyglądało jak bladożółta kula, opasana świetlistym kręgiem, co jednak w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało mi na nie normalnie patrzeć. Z przodu unosiła się nieduża chmurka. Matowa kula lekko się poruszała, to obracając się wokoło, to przemieszczając się z prawa na lewo i z powrotem. Ale wewnątrz kuli widać było całkiem wyraźnie i bez przerwy bardzo silne ruchy. To samo zjawisko powtórzyło się następnego dnia, 31 października, i 1 listopada, w dniu ogłoszenia dogmatu, jak również 8 listopada, w oktawę tejże uroczystości. Od tego dnia już więcej się to nie zdarzyło. Wiele razy później próbowałem w inne dni, zawsze o tej samej porze i w takich samych lub podobnych warunkach atmosferycznych, kierować wzrok na słońce, aby zobaczyć, czy nastąpi to samo zjawisko, ale daremnie, nie mogłem ani przez chwilę patrzeć na słońce, gdyż zaraz mnie oślepiało. Jest to, mówiąc krótko i prosto, czysta prawda”.
Wezwanie do nawrócenia
Orędzie Matki Bożej w Fatimie przekazane w 1917 roku było i jest ciągle aktualnym wezwaniem do nawrócenia i wiary w Boga w Trójcy Świętej Jedynego, który najpełniej objawił się w Jezusie Chrystusie. Przypomina ono podstawowe prawdy wiary, a więc: prawdę o niebie, czyśćcu i piekle, o rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii, o konieczności modlitwy szczególnie różańcowej i postu oraz częstego przystępowania do sakramentu pokuty. Przez objawienia fatimskie Bóg chciał przypomnieć światu konieczność unikania grzechu i obowiązek zadośćuczynienia Bogu za grzechy przez modlitwę i pokutę.
Robert Krupiński
– Fatimskie dzieci
Łucja dos Santos urodziła się 22 marca 1907 roku w Aljustrel, kuzynka Franciszka i Hiacynty Marto. 2 października 1926 roku rozpoczęła nowicjat w Zgromadzeniu Sióstr św. Doroty w Tuy w Hiszpanii. 3 października 1928 roku złożyła pierwsze śluby zakonne. Tu miała ponowne objawienia Matki Bożej. W 1925 roku Matka Boża prosiła ją o wprowadzenie nabożeństwa Pięciu Pierwszych Sobót miesiąca oraz o poinformowanie Kościoła, że pragnie poświęcenia Rosji Jej Niepokalanemu Sercu. 2 grudnia 1940 roku siostra Łucja zwraca się z prośbą do Piusa XII o poświęcenie Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi i pobłogosławienie Pięciu Pierwszych Sobót miesiąca. 31 sierpnia 1941 roku spisała dwie pierwsze części „tajemnicy”, natomiast 3 stycznia 1944 roku, na polecenie biskupa Leirii, spisuje trzecią część „tajemnicy” i przekazuje ją biskupowi 25 marca 1948 roku. Za pozwoleniem papieża Piusa XII opuszcza Zgromadzenie Sióstr św. Doroty i wstępuje do klasztoru Sióstr Karmelitanek w Coimbra przyjmując imię siostry Marii Łucji od Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi. Tutaj, 31 maja 1948 roku, składa uroczyste śluby. Siostra Łucja zmarła w opinii świętości w dniu 13 lutego 2005 r. w Coimbra w Portugalii.
Franciszek Marto urodził się 11 czerwca 1908 roku w wiosce Aljustrel, należącej do parafii Fatima; brat Hiacynty. W październiku 1917 roku rozpoczął naukę w szkole powszechnej. Często w drodze do szkoły wstępował do kościoła parafialnego na modlitwę. Lubił rozmyślać i medytować. Był dobry i opiekuńczy. Wykazywał zdolność do poświęceń. Pokutował, aby „pocieszać Pana”. Było w nim wielkie pragnienie wynagradzania za winy grzeszników. We wrześniu 1918 roku na Półwyspie Iberyjskim zapanowała epidemia zapalenia oskrzeli i płuc. Oprócz ojca, wszyscy w rodzinie Marto zachorowali. Franciszek znosił cierpienia bez uskarżania się. Pod koniec marca 1919 roku na własną prośbę przyjął I Komunię św. Zmarł 4 kwietnia 1919 roku, w domu rodzinnym.
Hiacynta Marto urodziła się 11 marca 1910 roku w Aljustrel, siostra Franciszka. Różniła się od Franciszka ruchliwością i żywotnością. Dużo modliła się o nawrócenie grzeszników i podejmowała pokutę w ich intencji. Bardzo boleśnie przeżyła śmierć Franciszka. Swoje cierpienia w czasie choroby ofiarowała za nawrócenie grzeszników, za pokój na świecie i w intencji Ojca Świętego. Hiacynta tak była przejęta wizją piekła podczas objawień 13 lipca 1917 roku, że żadna pokuta ani umartwienie nie wydawały się jej zbyt wysoką ceną za zbawienie grzeszników. Zmarła 20 lutego 1920 roku, po długiej chorobie, w Lizbonie.
Najlepszą drogą do zrozumienia, jak powinna wyglądać nasza prawdziwa, najdoskonalsza odpowiedź na wezwanie Fatimy, jest bliższe przyjrzenie się życiu trójki fatimskich wizjonerów. Duchowa przemiana, jaka nastąpiła w ich życiu, jest najlepszym dowodem zarówno na otrzymane przez nich łaski, jak i na wierność oraz oddanie, z jakim dzieci odpowiedziały na wezwanie Nieba. Każde z nich: Hiacynta, Franciszek i Łucja wypełniało specjalnie wyznaczone im przez Boga zadanie. Każde z nich miało swój udział w wypełnianiu orędzia, lecz czyniły to w inny sposób, bo naznaczone zostały innym aspektem objawień, który wywarł na nich największe wrażenie. Nawet sposób, w jaki dzieci uczestniczyły w objawieniach fatimskich, był różny. Franciszek widział postać Pięknej Pani, jednak nigdy nie słyszał ani jednego wypowiedzianego przez Nią słowa. Obie dziewczynki — Łucja i Hiacynta — słyszały, co Pani mówiła, ale tylko Łucja z Nią rozmawiała.
Trzeba przyznać, że troje fatimskich dzieci, otrzymało specjalne łaski, które pozwoliły im odczuć „przedsmak drogi zjednoczenia”, to znaczy tej głębokiej jedności z Bogiem, zanim nastąpił u nich wzrost w rozwoju cnót.
Studiując życie wizjonerów zauważamy punkty zwrotne w ich przemianie wewnętrznej.
Już Anioł wskazywał im w swych objawieniach na konieczność wzrostu życia duchowego poprzez zgłębienie Orędzia, jakie przyniósł. W swoim pierwszym objawieniu zaprosił małych wizjonerów do modlitwy w wierze, uwielbieniu, nadziei i miłości. Jednocześnie była to modlitwa błagalna o wybaczenie biednym grzesznikom, którzy nie wierzą, nie wielbią, nie ufają i nie miłują Boga. Kiedy Anioł pojawił się po raz drugi, wznowił swoje wezwanie do modlitwy, dodał jednak prośbę, aby pastuszkowie składali ofiary Bogu:
„Co robicie? Módlcie się, módlcie się dużo!! Serca Jezusa i Maryi chcą przez was okazać wiele miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Najwyższemu modlitwy i umartwienia”.
W trzecim objawieniu Anioła dzieci zostały wprowadzone w głębsze uwielbienie i dziękczynienie Trójcy Przenajświętszej i Eucharystii. W czasie tego objawienia siła obecności Bożej była tak intensywna, że dzieci prawie całkowicie czuły się unicestwione i pochłonięte, jakby w miłości Bożej zanurzone.
Przed objawieniami Anioła i Matki Bożej cała fatimska trójka niczym się specjalnie nie wyróżniała. Były to normalne dzieci obarczone wszystkimi dziecięcymi wadami, skore do zabawy i nie zawsze posłuszne, pomimo iż w domu otrzymały bardzo staranne wychowanie w wierze katolickiej. Nie jest oczywiście powód, aby przypuszczać, że żyły one w grzechu śmiertelnym, jednak prawdą jest, że zaszła w nich potem bardzo głęboka przemiana wewnętrzna.
W duchowej przemianie Hiacynty można zaobserwować przede wszystkim całkowite jej oddanie się i współczucie dla biednym grzeszników. Dziewczynka wszystkie czynione ofiary składała w intencji ich nawrócenia. Miała bardzo mocno rozbudzony instynkt posiadania i przed objawieniami nie była najlepszym partnerem w różnych grach i zabawach. Często się dąsała. Wcześniej dziewczynkę bardziej pociągał taniec, który kochała, niż sprawy duchowe. Ale w momencie, kiedy za sprawą objawień zaczęła się w niej dokonywać przemiana, stała się ona tą osobą, która nawoływała rodzinę do odmawiania Różańca i matce zwracała uwagę, aby nie kłamała. Nastąpiło u Hiacynty przejście od niedoskonałości ku modlitwie — drogą wskazaną przez Matkę Boża, drogą światła poprzez Maryję danego od samego Boga.
Kłopoty, jakie Łucja miała w domu, stały się silnym bodźcem do jej wzrostu duchowego. Wątpliwości matki o ukazywaniu się Pięknej Pani były ogromnym cierpieniem dla dziewczynki. Matka Łucji używała ścierki i różnych innych sposobów, aby córka przyznała się do kłamstwa. Wysłała ją pewnego razu do proboszcza, do spowiedzi. Matka poszła z córką na plebanie i po drodze wygłosiła Łucji kazanie, a ona trzęsąc się ze strachu powiedziała: „Mamo, jak mogę mówić, że Jej nie widziałam, skoro Ją widziałam?”. Nie chciała skłamać, nie chciała popełnić grzechu zwłaszcza wobec księdza. Kiedy przybyły do domu proboszcza, matka Łucji odezwała się: „Słuchaj teraz dobrze. Ja tylko chcę, abyś powiedziała prawdę. Jeżeli widziałaś, to powiedz, żeś widziała. Ale jeżeli nie widziałaś, to przyznaj się, że kłamiesz”.
Dzieci coraz częściej poświęcały każdą chwilę Bogu. Całkowite skierowanie uwagi na Stwórcę jest charakterystyczne dla dusz pozostających na etapie oświecenia, który prowadzi do pełnego rozkwitu cnót duchowych na etapie zjednoczenia z Bogiem.
Łucja opisuje w swoich „Wspomnieniach” pokutę, jaką dzieci czyniły:
„Pewnego razu szliśmy z naszymi owieczkami po drodze, na której znalazłam kawałek sznura od wozu. Podniosłam go i dla żartu owinęłam sobie ramię. Odczułam, że sznur sprawia mi dotkliwy ból. Powiedziałam wtedy do moich kuzynów: — Słuchajcie, to boli, moglibyśmy się nim wiązać i nosić go na sobie jako znak umartwiania się z miłości do Jezusa. Biedne dzieci przytaknęły memu pomysłowi i każdy z nas po przecięciu sznura na trzy części owiązał go sobie wokół bioder. Czy to ze względu na grubość i szorstkość sznura czy też dlatego, że za mocno go związaliśmy, ten rodzaj pokuty sprawiał nam okropny ból. Hiacynta często nie mogła się z tego powodu powstrzymać od łez. Gdy mówiłam, by sznur zdjęła, odpowiadała przecząco: — Nie ja nie chcę go zdjąć. Ja chce złożyć te ofiarę Panu Jezusowi na zadośćuczynienie i za nawrócenie grzeszników. Innym razem bawiliśmy się zbieraniem po murach chwastów, które, gdy się je ściska w rękach, wydają trzask. Hiacynta urwała wtedy niechcąco kilka pokrzyw i dotkliwie się nimi poparzyła. Czując ból, ścisnęła je jeszcze bardziej w rękach i powiedział, a do nas: — Patrzcie, znalazłam nowy sposób, aby czynić pokutę.”
We „Wspomnieniach” siostra Łucja pisze również o innych czynach i rodzajach umartwień podejmowanych przez dzieci, a także o ofiarach, będących już świadectwem ich duchowej przemiany.
Niektóre pobożne kobiety, gdy tylko spotykały Łucję, dawały upust swojej złości, obrażając dziewczynkę, a nawet „częstowały” ją kopniakami i szturchańcami. Hiacynta i Franciszek rzadko kiedy doznawali owych „pieszczot”, których Niebo nie skąpiło Łucji, ponieważ rodzice ich nie pozwalali, aby ktokolwiek dotknął ich dzieci. Widząc upokorzenia Łucji cierpieli z nią razem i płakali. Pewnego dnia Hiacynta oświadczyła: „Jakby to było dobrze, gdyby moi rodzice byli tacy jak twoi, bo ludzie mogliby mnie też bić, a wtedy mogłabym więcej ofiar złożyć Bogu”.
Malutka Hiacynta potrafiła doskonale wykorzystać każdą okazję do umartwienia siebie. „Mieliśmy również zwyczaj — pisze siostra Łucja — od czasu do czasu nic nie pić. Podjęliśmy te ofiary w pełni sierpnia, kiedy upał był niemożliwy. Wracaliśmy któregoś dnia z modlitwy różańcowej z Cova da Iria i zbliżywszy się do stawu, znajdującego się przy drodze, Hiacynta rzekła: — Słuchaj, tak mi się chce pić i tak bardzo boli mnie głowa. Napiję się troszeczkę tej wody.
— Tej nie — odpowiedziałam — Moja matka nie chce, abyśmy stąd pili wodę, bo ona może nam zaszkodzić. Poprosimy o wodę u Marii dos Anjos.
— Nie , tej dobrej wody nie chcę. Napiję się tej. Bo zamiast złożyć Bogu ofiarę z pragnienia, złożę Mu ją z napicia się tej brudnej wody.
Innym razem Hiacynta mówiła:
— Pan Bóg musi być zadowolony z naszych ofiar, ponieważ mnie się chce tak strasznie pić, ale nie będę piła. Chcę cierpieć z miłości dla Niego.
Franciszek był spokojnym i pobłażliwym chłopcem, który wolał od tańca grę na fujarce.
Franciszek, podobnie jak Hiacynta, także wzrastał w życiu duchowym. Znikał on na parę godzin, myśląc w tym czasie o Bogu i odmawiając Różaniec — „wiele Różańców”. Kiedy Franciszek dowiedział się o tym, że Maryja zapowiedziała, iż zanim pójdzie on do Nieba, będzie musiał odmówić „wiele Różańców” wykrzyknął: — O moja droga Pani, tyle będę odmawiał Różańców ile będziesz chciała!!
„I od tej chwili często się od nas oddalał — pisze siostra Łucja — jak gdyby szedł na spacer. Gdy go wołałam i pytałam, co robi, podnosił rękę i pokazywał mi różaniec. Jeżeli go prosiłam, aby przyszedł się bawić z nami, a później będziemy się wspólnie modlić odpowiadał: — Potem też będę się z wami modlił. Czy nie pamiętasz, że Nasza Pani powiedziała, że muszę odmawiać dużo Różańców?
Łucja dalej wspomina: „Kiedyś zadałam mu pytanie: — Dlaczego nam nie powiedziałeś, abyśmy się modliły z tobą?
Franciszek odrzekł: — Dlatego, że wolę modlić się sam, aby rozmyślać i pocieszać Pana Jezusa, który jest taki smutny.
Pewnego dnia zapytałam go: — Franciszku, co ty wolisz: pocieszać Pana Jezusa czy też nawracać grzeszników, żeby już więcej dusz nie szło do piekła?
Bez namysłu odpowiedział: — Wolę pocieszać Pana Jezusa. Czy nie zauważyłaś, jak Matka Boska w ostatnim miesiącu zasmuciła się, gdy prosiła, żeby więcej nie obrażać Pana Boga, który jest i tak bardzo obrażany? Ja bym chciał pocieszyć Pana Jezusa, a potem nawracać grzeszników, żeby Go już nie obrażali.”
Chłopiec bardzo często w drodze do szkoły wstępował do kościoła parafialnego, aby modlić się przed Najświętszym Sakramentem. Szedł prosto do ołtarza i klękał tak blisko Najświętszego Sakramentu, jak to było tylko możliwe. Prosił też Łucję, aby w drodze powrotnej ze szkoły wstępowała po niego do świątyni.
Przemiana duchowa Łucji przebiegała podobnie jak u pozostałej dwójki dzieci, jednak różniła się nieco pewnymi szczegółami. Jej rodzinne problemy i niezwykłe trudności w przekonaniu rodziny o prawdziwości objawień okazały się opatrznościowe w przygotowaniu dziewczynki do wypełnienia misji, którą jej powierzyła Matka Boża — to właśnie Łucja miała się stać świadectwem Prawdy dla świata.
„Co mnie bolało najbardziej, to obojętność — pisze siostra Łucja — jaką mi okazywali moi rodzice, a którą odczuwałam tym bardziej, gdyż widziałam, z jaką miłością wujostwo otaczało swoje dzieci. Pamiętam, że w czasie tej podróży zrobiłam to spostrzeżenie: Jak różni są moi rodzice od wujostwa. Oni aby swe dzieci obronić, sami osobiście stawiali się w urzędzie. Moi rodzice natomiast oddawali mnie z największą obojętnością władzom”.
Dopiero wiele lat później siostra Łucja uświadomiła sobie Boży Plan i Bożą Opatrzność we wszystkim, co wówczas przeżyła, a wszystko to przecież służyło jej duchowemu wzrostowi. Nie miała innej ucieczki jak modlitwa i zawierzenie oraz ofiarowanie wszystkiego w duchu wynagradzania.
opr. Robert Krupiński
– Nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca
Historia nabożeństwa
Matka Boża objawiając się w Fatimie trojgu pastuszkom — Hiacyncie, Franciszkowi i Łucji — oznajmiła, że Pan Jezus chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby ludzie Ją lepiej poznali i pokochali. W Fatimie 13 lipca 1917 roku Matka Boża powiedziała: „Widzieliście piekło, do którego idą dusze biednych grzeszników. Bóg chce je uratować, Bóg chce rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeżeli uczyni się to, co wam powiem, wielu zostanie przed piekłem uratowanych i nastanie pokój na świecie”. „Przybędę, by prosić o poświęcenie Rosji memu Niepokalanemu Sercu i o Komunię św. wynagradzającą w pierwsze soboty”.
To nabożeństwo ma również charakter wynagradzający Jej Niepokalanemu Sercu za zniewagi wyrządzone przez grzeszników. Tym, którzy będą je z wiarą praktykować, Maryja obiecała zbawienie. Poprzez to nabożeństwo mogą się oni przyczynić do ocalenia wielu ludzi od potępienia i zapowiadanych przez Matkę Najświętszą kar i katastrof. Orędzie fatimskie nie zostało definitywnie zakończone wraz z cyklem objawień w Cova da Iria, w roku 1917.
Dnia 10 grudnia 1925 roku siostrze Łucji ukazali się w celi domu zakonnego św. Doroty w Pontevedra Najświętsza Maryja Panna i obok Niej Dzieciątko Jezus opierające się na świetlistej chmurze. Dzieciątko położyło jej dłoń na ramieniu, a Maryja pokazała jej w drugiej dłoni Serce otoczone cierniami. Wskazując na nie, Dzieciątko napomniało wizjonerkę tymi słowami: „Zlituj się nad Sercem twej Najświętszej Matki okolonym cierniami, które niewdzięczni ludzie wbijają w każdej chwili, a nie ma nikogo, kto by przez akt zadośćuczynienia te ciernie powyjmował”. Maryja dodała: „Córko moja, spójrz na Serce moje otoczone cierniami, które niewdzięczni ludzie przez bluźnierstwa i niewdzięczność w każdej chwili wbijają. Przynajmniej ty pociesz mnie i przekaż, że tym wszystkim, którzy w ciągu pięciu miesięcy, w pierwsze soboty, wyspowiadają się, przyjmą Komunię świętą, odmówią różaniec i będą mi towarzyszyć przez kwadrans, rozważając 15 tajemnic różańcowymi, w intencji zadośćuczynienia mnie, w godzinę śmierci obiecuję przyjść z pomocą, ze wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia”.
Cel nabożeństwa pierwszych sobót
Tekst objawienia z Ponteverda nazywamy Wielką Obietnicą. Ale może należałoby to objawienie nazywać raczej wielką prośbą o współczucie? Co bowiem jest najważniejsze dla nas, czcicieli Matki Najświętszej: obietnica łask czy radość z tego, że możemy okazać współczucie i przynieść pociechę cierpiącemu Sercu Matki? I co jest ważniejsze: zapewnienie o łaskach na godzinę śmierci czy świadomość tego, że wielu ludzi zadaje ból Sercu Maryi? Dla każdego, kto naprawdę zna Maryję i prawdziwie Ją miłuje, odpowiedź jest jedna — nie liczą się nasze korzyści, ważna jest tylko Matka Najświętsza, Jej ból, smutek, ciernie wbite w serce. Dla tych, co Ją kochają, najważniejsze jest niesienie pociechy cierpiącej Matce.
Objawienie w Pontevedra wzywa do zadośćuczynienia i apostolstwa. To pierwsze ma nieść pociechę Niepokalanemu Sercu, to drugie — prowadzić do nawrócenia tych, którzy nie przestają ranić Jej Serca. Jakże ważny okazuje się nasz maryjny apostolat!!! Nie wystarczy wyciągać ciernie przez podejmowane akty zadośćuczynienia. Wyciągniemy jeden, a „niewdzięczni ludzie” wbiją w tym czasie kilka kolejnych. Trzeba grzeszników rozmiłować w swej Matce, a do tego potrzebny jest apostolat modlitwy, apostolat świadectwa i apostolat słowa. W ten sposób wraca echem życzenie Matki Bożej: „Chcę być lepiej znana i miłowana”.
W tak zwanej Wielkiej Obietnicy zawiera się zaś najpiękniejsza wiadomość, jaką może usłyszeć ten, kto kocha Matkę. Wiadomość ta sprawia, że prawdziwi czciciele niecierpliwie wyglądają następnej pierwszej soboty. Dla nich najlepszą definicją nieba jest właśnie to, o czym Maryja mówi w Pontevedra: zaproszenie do towarzyszenia Maryi w Jej osobistym rozmyślaniu nad życiem Jezusa! Czy może być coś wspanialszego niż już tu, na ziemi, jednoczyć swe serce z Sercem Matki i uczestniczyć w Jej rozmyślaniach?
Realizacja obietnic Matki Bożej Fatimskiej została uzależniona od dwojakiej współpracy Kościoła z Niepokalanym Sercem Maryi. Pierwszy wymiar to działanie Ojca Świętego i biskupów, w więc kościelnej hierarchii — mają oni poświęcić Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi. Drugi wymiar dotyczy wiernych, całego ludu Bożego — ma on praktykować nabożeństwo pierwszych sobót i w ten sposób okazać miłość i pragnienie wynagradzania Niepokalanemu Sercu Maryi. Pierwsza forma współpracy nie została jeszcze zrealizowana!!! Drugi wymiar współpracy ciągle leży przed nami… Świat musi zacząć żyć nabożeństwem pierwszych sobót, wtedy staniemy się świadkami triumfu Niepokalanego Serca Maryi.
Istota nabożeństwa
W praktyce nabożeństwa pięciu sobót należy przede wszystkim położyć nacisk na intencję wynagrodzenia za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi, a nie na osobiste zabezpieczenie na godzinę śmierci. Jak w praktyce pierwszych piątków, tak i pierwszych sobót nie można poprzestać tylko na dosłownym potraktowaniu obietnicy, na zasadzie „odprawię pięć sobót i mam zapewnione zbawienie wieczne”. Do końca życia będziemy musieli stawiać czoła pokusom i słabościom, które spychają nas z właściwej drogi, ale nabożeństwo to stanowi wielką pomoc w osiągnięciu wiecznej szczęśliwości. Aby je dobrze wypełnić i odnieść stałą korzyść duchową, trzeba, aby tym praktykom towarzyszyło szczere pragnienie codziennego życia w łasce uświęcającej pod opieką Matki Najświętszej. Jeśli na pierwszym miejscu postawimy delikatną miłość dziecka, które pragnie ukoić ból w sercu ukochanego Ojca i Matki, ból zadany obojętnością i wzgardą tych, którzy nie kochają — bądźmy pewni, że nie zabraknie nam pomocy, łaski i obecności Matki Najświętszej w godzinie naszej śmierci.
Dlaczego pięć sobót?
Pan Jezus wyjaśnił Łucji podczas czuwania w nocy z 29 na 30 maja 1930 roku:
„Moja córko, powód jest bardzo prosty: jest pięć rodzajów zniewag i bluźnierstw przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi:
1. Bluźnierstwa przeciwko Niepokalanemu Poczęciu.
2. Bluźnierstwa przeciw Dziewictwu Matki Bożej.
3.Bluźnierstwa przeciw Jej Boskiemu Macierzyństwu, przy równoczesnym sprzeciwie uznania Jej za Matkę rodzaju ludzkiego.
4. Czyny tych, którzy usiłują publicznie wpoić w serca dzieci obojętność, pogardę, a nawet nienawiść do tej Matki Niepokalanej.
5. Czyny tych, którzy profanują wizerunki Najświętszej Panny.”
Warunki
W dniu 10 grudnia 1925 roku siostrze Łucji ukazali się w celi domu zakonnego św. Doroty w Pontevedra Najświętsza Maryja Panna i obok niej Dzieciątko Jezus. Pan Jezus i Matka Boża przedstawili warunki nabożeństwa wynagradzającego.
Elementy nabożeństwa pierwszych pięciu sobót miesiąca
Spowiedź wynagradzająca
Należy do niej przystąpić w intencji wynagradzającej w pierwszą sobotę miesiąca, przed nią lub nawet po niej, byleby tylko przyjąć Komunię świętą w stanie łaski uświęcającej. Do spowiedzi można przystąpić nawet tydzień przed lub po pierwszej sobocie. Gdy podczas jednego z objawień siostra Łucja zapytała Pana Jezusa, co mają uczynić osoby, które zapomną powiedzieć przed wyznaniem swoich grzechów o intencji wynagradzającej, otrzymała odpowiedź: „Mogą to uczynić przy następnej spowiedzi, wykorzystując w tym celu pierwszą nadarzającą się okazję”. Według wyjaśnienia siostry Łucji, następne trzy elementy tego nabożeństwa powinny być spełnione w pierwszą sobotę miesiąca, choć dla słusznych powodów, spowiednik może udzielić pozwolenia na wypełnienie ich w następującą po pierwszej sobocie niedzielę.
Komunia święta wynagradzająca
Ofiarować Komunię świętą w intencji wynagradzającej za bluźnierstwa i zniewagi przeciw Niepokalanemu Sercu Matki Bożej których dopuszczają się ludzie.
Część różańca świętego
Rozpoczynając różaniec należy wzbudzić intencję wynagradzającą, powiedzieć Matce Najświętszej, że będziemy się modlić, by ratować grzeszników i okazać Jej dowód miłości.
Rozważanie
Następnym elementem tego nabożeństwa jest rozważanie 15 tajemnic różańcowych w ciągu przynajmniej 15 minut. Matka Najświętsza nazwała ten rodzaj modlitwy „dotrzymywaniem Jej towarzystwa”, co można zrozumieć w ten sposób, iż mamy rozmyślać wspólnie z Matką Najświętszą.
Można w tym celu, jako pomoc w rozmyślaniu można przeczytać uważnie odpowiadający danej tajemnicy fragment Pisma Świętego. Temu rozważaniu także powinna towarzyszyć intencja wynagradzająca.
A jeśli ktoś nie może spełnić warunków w sobotę, czy może wypełnić je w niedzielę?
Siostra Łucja odpowiada: „Tak samo zostanie przyjęte praktykowanie tego nabożeństwa w niedzielę następującą po sobocie, jeśli moi kapłani ze słusznej przyczyny zezwolą na to duszom”.
Korzyści: jakie łaski zostały obiecane tym, którzy choć raz je odprawią?
„Duszom, które w ten sposób starają się mi wynagradzać — mówi Matka Najświętsza — obiecuję towarzyszyć w godzinie śmierci z wszystkimi łaskami potrzebnymi do zbawienia”.
Zadośćuczynienie jest konieczne, ponieważ obelgi wymierzone w Najświętszą Maryję Pannę są w rzeczywistości kierowane dalej: w Trzy Osoby Boskie Trójcy Przenajświętszej, która zapragnęła, by Maryja jako „córa, której Ojciec ukazał niezmierzoną miłość” i jako „przybytek Ducha Świętego” została powołana do wypełnienia „najwyższego daru i najwyższej godności”: bycia „Rodzicielką Syna Bożego”.
To wynagradzające nabożeństwo przynagla nas do odpowiedzi. Od praktykowania go uzależnione są szczególne łaski, jakimi Bóg pragnie obdarzyć współczesną ludzkość. Wypełnienie prośby Matki Bożej Fatimskiej sprawi, że na świecie zapanuje pokój i ustanie zło, które zagraża zbawieniu dusz. A w momencie śmierci będziemy cieszyć się łaskami potrzebnymi do zbawienia.
Zapragnijmy pocieszyć Matkę Najświętszą i wypełnijmy te żądanie z miłości do Niej!
Tajemnica fatimska
Dzieciom z Fatimy Matka Boża przekazała tajemnicę składającą się z trzech części. Tajemnica ta została ukazana podczas trzeciego objawienia Matki Bożej w Cova da Iria, w dniu 13 lipca 1917 roku.
Pierwsza część tajemnicy — wizja piekła
Siostra Łucja tak pisze w swoich wspomnieniach: „A więc tajemnica składa się z trzech odmiennych części. Z tych dwie teraz wyjawię:
Pierwszą więc była wizja piekła. Pani nasza pokazała nam morze ognia, które wydawało się znajdować w głębi ziemi, widzieliśmy w tym morzu demony i dusze jakby były przezroczystymi czartami lub brunatnymi żarzącymi się węgielkami w ludzkiej postaci. Unosiły się w pożarze, unoszone przez płomienie, które z nich wydobywały się wraz z kłębami dymu. Padały na wszystkie strony jak iskry w czasie wielkich pożarów, bez wagi, w stanie nieważkości, wśród bolesnego wycia i rozpaczliwego krzyku. Na ich widok można by ogłupieć i umrzeć ze strachu.
Demony miały straszne i obrzydliwe kształty wstrętnych, nieznanych zwierząt. Lecz i one były przejrzyste i czarne. Ten widok trwał tylko chwilę. Dzięki niech będą Matce Najświętszej, która nas przedtem uspokoiła obietnicą, że nas zabierze do nieba. Bo gdyby tak nie było, sądzę, że bylibyśmy umarli z lęku i przerażenia. Następnie podnieśliśmy oczy ku naszej Pani, która nam powiedziała z dobrocią i ze smutkiem: «Widzieliście piekło, dokąd idą dusze biednych grzeszników. Aby ich ratować, Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego Niepokalanego Serca. Jeśli zrobi się to, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie. Wojna się skończy. Ale jeżeli się nie przestanie obrażać Boga, to za pontyfikatu Piusa XI rozpocznie się druga, gorsza. Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło, wiedzcie, że to jest wielki znak, który wam Bóg daje, że ukarze świat za jego zbrodnie przez wojnę, głód i prześladowania Kościoła i Ojca Świętego. Żeby temu zapobiec, przyjdę, by żądać poświęcenia Rosji memu Niepokalanemu Sercu i ofiarowania Komunii św. w pierwsze soboty na zadośćuczynienie. Jeżeli ludzie me życzenia spełnią, Rosja nawróci się i zapanuje pokój, jeżeli nie, Rosja rozszerzy swoje błędne nauki po świecie wywołując wojny i prześladowania Kościoła. Sprawiedliwi będą męczeni, Ojciec Święty będzie bardzo cierpieć, wiele narodów zostanie zniszczonych, na koniec zatryumfuje moje Niepokalane Serce. Ojciec Święty poświęci mi Rosję, która się nawróci, a dla świata nastanie okres pokoju.
W Portugalii zawsze będzie zachowany dogmat wiary … itd.»”.
Druga część tajemnicy — Niepokalane Serce Maryi
Ukazując się w Fatimie Matka Boża wskazała na swe Niepokalane Serce jako na pewną drogę ocalenia i uniknięcia zapowiedzianej kary. We wspomnieniach s. Łucji czytamy:
„Druga tajemnica odnosi się o nabożeństwa Niepokalanego Serca Maryi. Jak już poprzednio mówiłam, Nasza Pani 13 czerwca 1917 roku zapewniła mnie, że nigdy mnie nie opuści i że Jej Niepokalane Serce będzie zawsze moją ucieczką i drogą, która mnie będzie prowadziła do Boga. Mówiąc te słowa, rozłożyła swe ręce. Nasze serca przeszyła światłość, która wypłynęła z Jej wnętrza. Wydaje mi się, że tego dnia to światło miało przede wszystkim utwierdzić w nas poznanie i miłość szczególną do Niepokalanego Serca Maryi, tak jak to było w dwóch innych wypadkach odnośnie do Boga i do tajemnicy Trójcy Przenajświętszej.
Od tego dnia odczuwaliśmy w sercu bardziej płomienną miłość do Niepokalanego Serca Maryi. Hiacynta mówiła mi nieraz: «Ta Pani powiedziała, że Jej Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga. Kochasz ją bardzo? Ja kocham Jej Serce bardzo! Ono jest tak dobre!» Kiedy Pani w lipcu powiedziała nam w tajemnicy, jak to już wcześniej opisałam, że Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do Jej Niepokalanego Serca, aby zapobiec przyszłej wojnie, i że przyjdzie, aby żądać poświęcenia Rosji jej Niepokalanemu Sercu i Komunii św. wynagradzającej w pierwsze soboty, Hiacynta słysząc to powiedziała do mnie:
«Tak mi żal, że nie mogę przyjmować Komunii św. na zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi». Mówiłam też już, że Hiacynta spośród aktów strzelistych, które o. Cruz nam polecił, wybrała następujący: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem». Gdy te słowa wypowiadała, dodawała ze swoją zwykłą prostotą: «Lubię tak bardzo Serce Maryi! Jest to przecież Serce naszej Matki Niebieskiej. Czy ty też lubisz powtarzać: «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem? Ja to tak chętnie czynię. Tak bardzo lubię».
Często zrywała kwiaty polne i śpiewała sobie na melodię, którą spontanicznie sama wymyślała «Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem. Niepokalane Serce Maryi nawróć grzeszników, wybaw dusze z piekła».
13 czerwca 1929 roku w hiszpańskim Tuy, Maryja objawiając się przebywającej już w klasztorze s. Łucji powiedziała: „Przyszła chwila, w której Bóg wzywa Ojca Świętego, aby wspólnie z biskupami całego świata poświęcił Rosję memu Niepokalanemu Sercu. Obiecuję ją uratować za pomocą tego środka. Tak wiele dusz zostaje potępionych przez sprawiedliwość Bożą z powodu grzechów przeciwko mnie popełnionych. Przychodzę więc prosić o zadośćuczynienie. Ofiaruj się w tej intencji i módl się”.
Trzecia część tajemnicy
Trzecia część tajemnicy fatimskiej zrobiła ogromne wrażenie na dzieciach. Pełna jej treść jak podkreślała Łucja jest „przeznaczona tylko dla samych papieży” i miała być ujawniona po roku 1960, gdyż „wtedy będzie lepiej zrozumiana”. Siostra Łucja spisała trzecią część tajemnicy fatimskiej na wyraźne żądanie biskupa, kiedy poważnie zachorowała na przełomie roku 1943 i 1944.
Jak wskazują poważne źródła, pomimo obietnic i zapewnień, nie została dotychczas ujawniona. Zachęcamy do wysłuchania wykładów ks. Karola Stehlina na ten temat: „III tajemnica fatimska” oraz „Wielka tajemnica fatimska”.